![](https://static.wixstatic.com/media/50bc1f_6148db515083477e81a554da59363e90~mv2.jpg/v1/fill/w_980,h_1307,al_c,q_85,usm_0.66_1.00_0.01,enc_auto/50bc1f_6148db515083477e81a554da59363e90~mv2.jpg)
Bardzo dawno już tego nie pisałam, ale jako że to moja pierwsza jazda od ponad miesiąca (koronaferie 😔) to postanowiłam o niej wspomnieć. Poza tym stało się na niej coś takiego, że dalej trudno mi w to uwierzyć. A więc tak na pamiątkę...
Oczywiście jakże mogłoby być inaczej - dostałam Olka, najmłodszego konisia w stajni 🙄. Nie żebym narzekała, bo nie jest jakiś zły. Chciałam jednak by ta pierwsza jazda od tak dawna była bezstresowa i naprawdę przyjemna. No ale cóż.
Na początku było całkiem ok. nawet jakoś szedł. trochę pojeździliśmy przez drągi. Nawet nie próbował wjeżdżać za inne konie. Wiadomo, że kilka razy kompletnie nie dałam mu sygnału łydką do skrętu i chciałam to robić (oczywiście nieświadomie) na samych wodzach i koń się trochę zbuntował, ale oprócz tego to było całkiem znośnie. Zastanawiałam się jak będzie w galopie. Nie przejmowałam się tym jednak, bo bez przesady żebym miała sobie z nim w ogóle nie poradzić. No i nadeszła ta piękna chwila kiedy wjechałam na ścieżkę i po chwili kłusa zagalopowałam. Jej jakoś idzie. I jemu. I mi. Trochę szybciej. No ciśnij. Nie było źle... chociaż tempa jakiegoś zawrotnego nie osiągnęliśmy. Potem zmiana kierunku i galop. No chyba nie. Ostre hamowanie, wjazd do środka, próba pokopania się z Granatem. Nawigacja na ścieżkę - jesteśmy. Uspokój się i jedziemy dalej jeszcze z kłusa skręt, walka na wodzach i powrót. I kolejne kółko i ten sam schemat, albo w kłusie albo po chwili galopu. W końcu instruktorka stwierdziła, że spróbuję później jeszcze raz.
Całkowite skupienie. Wyjeżdżam na ścieżkę przykładam solidną łydkę, najwyżej bat, i jedziemy ładnie dookoła galopem. Nie ma opcji. Znów to samo. Bat, bat i jeszcze raz bat. Mocno naprężone wodze. Płytki od irytacji dosiad. I kolejne nieudane próby galopu. Oj, nie ma takich! Ostatni raz wjeżdżam z powrotem na ścieżkę i jak tylko coś głupiego zrobisz to już nie będzie żadnej litości. No i skończyło się batem w zad. UUUUU. Galop! O nie! znów zjeżdża w zakręcie do środka. Chamsko ciągnę wodze żeby przytrzymać go na ścieżce i mocno dociskam wewnętrzną łydkę. Bat. Dam bat, tylko nie mogę spaść. Jestem przygotowana. Cokolwiek zrobi nie spadnę. I...
Jakby mi ktoś to opowiedział to bym się zaczęła śmiać i dopytywała czy nie żartuje. Święcie przekonana, że olek próbuje jakiejś nowej techniki pozbycia się mnie w odpowiedzi na bat mocno trzymam się siodła. Nagle dociera do mnie, że on już klęczy. I co teraz? Nie, niestety nie wstał. Osunął się, a ja nie mająca kompletnie świadomości co się dzieje razem z nim. Zobaczyłam tylko jak całym sobą leży na mojej prawej nodze. "Złaź debilu!" - chyba powiedziałam to na głos 😅. Próbowałam odepchnąć się łokciami i wysunąć nogę. On jednak zaczął już wstawać. Szybko rzuciłam okiem na halę. Niech ktoś go szybko chwyci. A dlaczego. Kiedy wstawał zdałam sobie sprawę, że mam nogę w strzemieniu. Wyciągnij się! No wyciągnij! Olek w slowmo wstawał do góry, a gdy tylko znalazł oparcie w przednich nogach z całej siły wystrzelił tylnymi nogami do góry. Już miałam wrażenie, że pociągnie mnie jakoś za tą nogę za sobą. Nie wspominając już jak obserwowałam lot jego kopyt z myślą czy spadną na mnie czy jednak trochę dalej. Czy za chwilę będę miała całą twarz w piachu, który wzbił się do góry gdy koń podniósł nogi? Noga jakoś wyśliznęła się na całe szczęście ze strzemienia, a ja skuliłam się, co chyba było jedyną możliwością w takim położeniu, bo sekundę później koń już galopował dalej, a po chwili się zatrzymał. pierwsze o czym pomyślałam to: ściągnąć sztylpa! Czułam się jakby noga spuchła mi dwukrotnie i miała zaraz go rozsadzić. Jakiś czas później jednak ból minął i tak właściwie nic się nie stało. Najgorsze okazało się to, że miałam tylko jeden cel - nie spaść za wszelką cenę. Taaa... W sumie to nie spadłam, ale koń spadł.
Instruktorka trochę go ustawiła i potem wróciłam na jego grzbiet. Był galop, a nawet kilka niskich skoków i to już koniec tej pierwszej po koronaferiach jazdy konnej...
Comments