top of page

Zawody jeździeckie w stajni Galopada 06.10.2019





Ania

Z podekscytowaniem czekałam na nadchodzące zawody. Ku mojemu zdziwieniu w ogóle nie stresowałam się startem. Jechałam na Bursztynie. Podczas ostatnich zawodów w Łopusznej koń okazał się całkowicie skupiony na spełnieniu swojego zadania. Mimo, że na ostatniej jeździe skoczyłam z Bursztynem raptem kilka razy, nie martwiłam się o naszą współpracę na zawodach.

Zaraz po przybyciu na miejsce zajęłyśmy się końmi. Trzeba było przygotować je do zawodów, a wcześniej wziąć z przyczepy cały potrzebny sprzęt. Kiedy i my, i konie były gotowe, ruszyłyśmy na łąkę koło parkuru. Startowałam dopiero jako trzynasta, więc na razie stępowałam. Ola jechała druga, więc kłusowała i galopowała chcąc rozruszać Skalę.

Po około pół godziny zaproszono nas do oglądania parkuru. Był to konkurs 50 cm z rozgrywką. Tor na szczęście nie był bardzo skomplikowany (od czarnego do zielonego):



Nie podobała mi się tylko pierwsza przeszkoda, na którą był dość ciasny najazd, i ostatnia, na którą też trzeba było dość mocno skręcić. Poza tym na placu było strasznie dużo wody i bałam się, że Bursztyn zły na podłoże po prostu nie skoczy.

Kiedy wróciłyśmy do koni Ola pojechała na plac bliżej parkuru, gdzie mogła poćwiczyć skoki. Przez chwilę stępowałam z Bursztynem trzymając stałe, żywe tempo. nagle Bursztyn zarżał i zaczął brykać. Mocno szarpnęłam go i trochę się uspokoił. Puszyłam dalej stępem, ale po chwili Bursztyn znów zaczął wariować. Kiedy w końcu się zatrzymał byłam już pod drzewem, które rosło sobie jakieś 3 metry od miejsca, w którym koń zaczął ze mną walczyć. Na szczęście byłam na koniu, a nie na ziemi. Po tej akcji nie chciałam być sama na łące. Dziewczyny trochę pomogły mi uspokoić Bursztyna, a po kilku minutach instruktorka zawołała mnie na plac treningowy, gdzie można było poskakać. Tam zaczęłam mocno kłusować, ale Bursztyn był nieczuły na moje pomoce, zupełnie się na nich nie skupiał. W końcu instruktorka przegalopowała go trochę. Dalej jednak koń jechał na ślepo i nie było między nami żadnej współpracy.

Zaproszono mnie na parkur. Byłam pełna obaw. Wiedziałam jednak, że muszę pozbyć się tych zmartwień. W chodząc na plac Bursztyn trochę się uspokoił. Byłam bardzo zdziwiona, bo jakoś strasznie nie denerwowałam się moim przejazdem. Byłam gotowa.



Ukłoniłam się i robiąc koło chciałam wjechać blisko ogrodzenia pomiędzy bramki startowe. Bursztyn nagle odbił w bok i już byłam pewna, że wyłamie przed przeszkodą. Jakimś cudem skoczył. Dalej poszło już gładko... no prawie. Koń tak się rozbujał, że nawet mimo mojego maksymalnie silnego działania wodzy (nie do końca dobrze zrobiłam, ale byłam ultra skupiona na tym żeby jakoś ten parkur przejechać), Bursztyn robił ogromne skoki, jak na 50 cm oczywiście 😉. Zawsze skacząc na nim miałam problem z wychodzeniem przed niego, bo musiał sobie dokroczyć. Tym razem jednak Bursztyn pędził na każdą przeszkodę i nie potrafiłam wyczuć kiedy skoczy. Dlatego też na kilku przeszkodach dość mocno wyleciałam z siodła. Wolałam jednak zostać wybita niż wyjść przed konia, bo mógł wtedy wyłamać lub się zatrzymać. Przed ostatnią przeszkodą przeszłam do kłusa żeby na pewno prosto najechać na przeszkodę.



Nie pamiętam dokładnie mojego czasu, chyba było to 56 sekund. Nie wiem też jaka była norma kwalifikująca do rozgrywki, ale nie dostałam się. Mam nadzieję, ze nie było to 55 sekund, bo spóźnienie o sekundę to straszny pech 😖.

Po moim przejeździe zostałyśmy do końca zawodów. Po wszystkim przygotowałyśmy konie do powrotu i spakowałyśmy cały sprzęt. Konie na szczęście nie robiły problemu z załadowaniem do przyczepy.

Tak oto wyglądały zawody w stajni Galopada. Podsumowując, to cieszę się z mojego przejazdu jednak szkoda, że nie dostałam się do rozgrywki... Na pewno będzie jeszcze okazja żeby zawalczyć o miejsce na podium 😊.


Ola

Dzień zawodów był przeze mnie naprawdę wyczekiwany - nie mogłam się doczekać, chciałam wiedzieć jak mi pójdzie, sprawdzić siebie. Na samym początku były przygotowania, jak to zwykle bywa. Dowiedziałam się, że mam startować jako druga (na Skali). Wolałam być tak po środku. Przez tą informacje byłam bardziej zmotywowana - koń musi być wyczyszczony, sprzęt przygotowany i oczywiście ja też, reszta jakoś pójdzie. Zaczęłam czyścić konia, przygotować cały sprzęt. Kiedy miałam wszystko gotowe tylko czekałam na to, kiedy instruktorka powie nam żeby zacząć się zbierać. Wreszcie przyszedł ten czas. Na szybko wzięłam to co przygotowałam. Zajęło mi to raptem chwilę. Poszłam w kierunku rozprężalni. Musiałam naprawdę się skupić nad wszystkim, nie mogłam pozwalać na to żeby Skala robiła co chce. Chwilę postępowałam, potem kłusowałam, a kiedy miałam zagalopować pod górkę nagle klacz uznała, że jej się nie chce i woli kłusować. Nie miałam na to czasu, więc dałam jej bata na zad. Ona odpłaciła się brykiem, a później ledwo galopowała.

Zagalopowała - jest dobrze. 😑

Przez to, że startowałam jako druga, szybko zaczęłam skakać. Heh... tutaj się działo. Jak nigdy u nas w stajni Skala tak nie robiła, to nagle tutaj zaczęła odskakiwać w bok bez żadnego powodu, przez co raz spadłam - na szczęście na nogi i nie byłam brudna. Chciałabym podkreślić, że tego dnia było naprawdę mokro, a błota i kałuż nie brakowało. Dodatkowo klacz kiedy zamierzałam najechać na przeszkodę wyłamywała, musiałam naprawdę ją pilnować. Przecież nie mogła tego robić podczas przejazdu 😫. Później po każdym skoku zaczynała brykać, naprawdę nie mogłam wręcz poznać tego konia, zachowywała się jak nie ona. A żeby tego nie było mało, Skala przed skokiem odbiła w bok! Byłam pewna, że najeżdżam na małego krzyżaka tak około 40-50 cm. W tym momencie skoczyła przez opony (zastępowały stojak), które miały tak około 70...😖... Wybiło mnie i dałam nura w błoto. Po tym musiałam chwilę poczekać. Byłam w szoku. Nie rozumiałam czemu mnie aż tak wybiło na tym krzyżaku?!? (Później dowiedziałam się co tak naprawdę się stało.) Wytarłam twarz żeby przynajmniej nie mieć na niej błota i wsiadłam z powrotem na konia. Po kilku skokach, brykach i próbach ogarnięcia tej, już niezbyt dobrej sytuacji, nareszcie klacz przestała tak się zachowywać.

Lepiej późno niż wcale.

Przez cały czas, kiedy byłam na rozprężalni, byłam prawie pewna, że to się nie może udać. Straciłam nadzieję na dobry przejazd. Wreszcie przyszedł czas na mój start. Weszłam na plac, a kiedy dostałam znak do startu ostrożnie wykręciłam (aby nie najechać na celowniki) i ładnie najechałam na pierwszą przeszkodę. Na początku bałam się zagalopować - nie byłam pewna co Skala zrobi. Po drugiej przeszkodzie uznałam, że i tak nie mam nic do stracenia i zagalopowałam. Wszystko szło naprawdę dobrze - przed każdą przeszkodą mocno pilnowałam Skalę, ale niestety na piątej przeszkodzie dwa razy wyłamała. Później wszystko było już ok.

Myślę, że cały przejazd poszedł dobrze. Nie licząc dwóch błędów, byłam z tego zadowolona. Później mogłam tylko kibicować Ani i pozostałym jeźdźcom z naszej stajni.

Na tym skończyło się moje aktywne uczestniczenie w zawodach. Nic nie wygrałam. Nawet na to nie liczyłam. Uważam jednak, że na zawodach nie liczy się wygrana, ale to co się z nich wyniosło i oczywiście dobra zabawa 😊😉.


22 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page