Przyjeżdżamy do stajni i od razu podchodzi do nas stajenny mówiąc żebyśmy pomogły mu z przyprowadzeniem koni z padoku. Nie chciałyśmy być niegrzeczne, więc zgodziłyśmy się chociaż wiedziałyśmy, że mamy tylko 30 minut do jazdy. Po przyprowadzeniu dwóch koni powiedziałyśmy mężczyźnie, że mamy mało czasu i ruszyłyśmy na ujeżdżalnię. Jazdę prowadziła dziś pani Martyna, z którą miałam tylko jedną lekcję około pół roku temu. Instruktorka nie chcąc pochopnie ocenić naszych możliwości dała nam dwa najłatwiejsze konie w stajni - Bursztyna i Parabolę. Ja miałam Bursztyna i w sumie się z tego ucieszyłam, bo po miesięcznej przerwie wolałam mieć spokojną jazdę.
Kiedy dowiedziałyśmy się jakie mamy konie od razu ruszyłyśmy do stajni, ale okazało się, że są one na padoku. Biorąc Bursztyna i Parabolę pomogłyśmy też stajennemu wyprowadzić pozostałe konie. Po sprowadzeniu wszystkich koni wzięłam cały sprzęt i szczotki Bursztyna z siodlarni. Położyłam to wszystko na stojaku przy jego boksie, wyprowadziłam go z boksu i przywiązałam w przejściu. Koń był strasznie brudny, a nam zostało naprawdę niewiele czasu. Czyściłam jak najszybciej mogłam, a nogi zostawiłam na koniec kiedy już będzie osiodłany i okiełznany. Z Bursztynem jest taki problem, że nie lubi kiedy czyści się go pod popręgiem i zawsze wtedy cofa się. Nie chciałam żeby już przed jazdą się na mnie obraził, więc czyściłam to miejsce bardzo powoli i delikatnie. Po czyszczeniu zabrałam się za zakładanie siodła - czarny zestaw czaprak, podkładka i siodło z moimi ulubionymi złotymi strzemionami (nie przez kolor tylko wygodę). Założyłam mu ogłowię, a potem doczyściłam nogi i grzywę. Okazało się, że dwie osoby, które miały mieć z nami jazdę troszkę się spóźniły, dlatego nie musiałyśmy się tak strasznie spieszyć.
Od początku jazdy Bursztyn był mega aktywny, na początku na długich wodzach w stępie słuchał wszystkich moich poleceń, a potem w kłusie było dokładnie tak samo. Myślę, że to głównie zasługa lekcji na obozie.
Jeździliśmy przez drągi i skakaliśmy krzyżaki z kłusa (nie lubię tego), a potem przyszedł czas na galop. Bursztyn jak tylko usiadłam w siodle zagalopował, nawet nie zdążyłam dołożyć mu łydki. Galopował strasznie szybko. Po kilku okrążeniach na hali pani powiedziała, że Parabola najeżdża na przeszkodę. Kiedy to usłyszałam trochę się przestraszyłam, bo byłam już od tego galopu zmęczona, a przy następnym okrążeniu to ja miałam tego krzyżaka skoczyć. Kiedy próbowałam skręcić na przeszkodę za słabo trzymałam skręt łydkami przez co koń przejechał obok. Na szczęście druga próba okazała się udana. Na koniec skoczyliśmy jeszcze kilka przeszkód około 40 cm, ale tym razem zagalopowanie było dopiero na prostej przed przeszkodą. Nie wiem dlaczego, ale w ogóle nie mogła zgrać się z Bursztynem. Rozstępowaliśmy się na polu rozmawiając o tej, naprawdę fajnej lekcji 😊.
Comentários