top of page

Szkółka 17.06.2019





Ola

Kiedy przyjechałyśmy do stajni jak zwykle poszłyśmy dowiedzieć się jakie konie będziemy mieć tym razem. Okazało się, że dostanę konia, za którym kompletnie nie przepadam - Senatora. Nie byłam z tego zadowolona, ale co mogłam zrobić... musiałam się z nim zmierzyć. Ania tego dnia dostała Parabolę.

Po przygotowaniu koni poszłyśmy na plac. Wsiadłam na Senatora i moją pierwszą myślą było to, że może nie będzie aż tak źle. W stępie nie było jakoś tragicznie, ale też nie można było powiedzieć, że było dobrze. Poniekąd wałach słuchał moich sygnałów. Stęp jak stęp, już trochę więcej działo się w kłusie. Podczas kłusa tempo nie było powalające, wręcz powiedziałabym wolne. Kompletnie nie umiałam wyczuć Senatora. Nie wiem dokładnie czym jest to spowodowane, ale naprawdę nie jest to przyjemne. Jazda kłusem anglezowanym, wysiadywanym oraz półsiadem nie sprawiała mi kłopotów. Podczas tego chodu jeździłyśmy przez drągi. Tutaj był problem. Na początku, choć naprawdę chciałam aby wałach szedł na nie żywo, to nie dało się. Dałam mu bata, kilka razy, nie dało to za dużo, ale przynajmniej za trzecim czy czwartym razem udało mi się wykonać ćwiczenie bez potknięcia o drąga. To może naprawdę śmiesznie brzmieć, ale tak, to było naprawdę męczące.

Wreszcie galop. Tego dnia jechałyśmy w zastępie, dokładnie nie jest mi wiadome czemu. Były tego plusy - nie musiałam się mordować z Senatorem żeby zagalopował. Jedynie musiałam go przytrzymywać żeby nie wpadł w zad Praraboli. Myślałam, że nic nie będzie się działo, bo przecież to tylko galop, ale Senator przygotował kilka niespodzianek na ten dzień. Z wielką chęcią skrócił zakręt (choć go pilnowałam) i zaczął brykać. Ja wysiedziałam wszystko bardzo dobrze. Nie były to duże bryknięcia, więc nie było to jakieś duże wyzwanie. Dość szybko go opanowałam i wróciłam na ścieżkę.

Po galopie były skoki. Tutaj tak łatwo nie było. Kiedy skakałyśmy krzyżaki Senator nie chciał zagalopować. Jakimś cudem za każdym razem udawało mi się to, ale nie wiem jak. Kiedy już miałam skoczyć oczywiście nie umiałam wyczuć kiedy Senator się wybije. To była jedna wielka tragedia. Przez to, że się garbiłam podczas skoku pani kazała mi włożyć bat między zgięcia rąk i za plecy. Było to naprawdę niewygodne, ale się nie garbiłam. Skakałam tak dwa czy trzy razy, a już kolejne skoki były bez tego bata. Po krzyżakach skakałyśmy okser. Tutaj też nie było lepiej. Raz Senator wyłamał się, innym razem (prawie za każdym razem) wybijało mnie z siodła. A to też dlatego, że wałach ma dosyć specyficzny sposób skoku. Co każdy skok instruktorka podwyższała przeszkodę. Nie mogę uwierzyć, że tak wysoko skakałam na tym koniu. Przecież ja kompletnie nie umiem się z nim zgrać i wydaje mi się, że nigdy nie będę umiała. Przy ostatnim skoku udało mi się jako tako wyczuć jak skoczy Senator. Oczywiście idealne to nie było, ale tragiczne też nie.

I tak po tych skokach, skończyła się jazda.


Ania

Tym razem instruktorka przydzieliła mi Parabolę. Nie wiedziałam czy się cieszyć czy wręcz odwrotnie... klacz ma swoje humory 😕. Przy czyszczeniu i siodłaniu była bardzo spokojna, aż podejrzanie spokojna... Siodła miałyśmy wziąć od wcześniej jeżdżącej grupy. Razem z Olą podeszłyśmy na plac. Ola wzięła siodło z Tangera, a ja czekałam na siodło Bursztyna. I co? Jakaś mała dziewczynka prawie krzycząc na mnie wpadła na plac mówiąc, że ona musi wziąć to siodło. Ona nawet nie galopowała! Do skoków potrzebne mi było dobre siodło, a te stare, które zostały w siodlarni były naprawdę kiepskie. Nie chciałam się kłócić z tym dzieckiem, więc wzięłam jedno z tych złych siodeł z siodlarni. To był największy błąd jaki popełniłam na tej jeździe.

Już od stępa wiedziałam, że będzie kiepsko. Musiałam używać bardzo mocnych łydek, na baty nie było żadnej reakcji. W kłusie było podobnie. Kiedy jeździliśmy po drągach naprawdę zdenerwowałam się na klacz. Ona kompletnie mnie nie słuchała i ledwo przetaczała się przez drągi. Nie chcąc żeby w odpowiedzi na bat na zad zwaliła mnie swoimi dość imponującymi brykami, dałam Paraboli bata w momencie wjazdu na drągi. Koń musząc skupić się na przejściu przez drągi nie mógł bryknąć, a tempo chodu uległo nieznacznej poprawie. Potem udało mi się nawet dobrze wykonać ćwiczenie.

galopowaliśmy w zastępie. Myślę, że przez to iż miałam Parabolę, a Ola Senatora, który też nie był chętny do współpracy. Jadąc za Granatem dość mocno przytrzymywałam klacz żeby nie dostała kopa od wałacha. Wszystko było ok dopóki Granat, prowadzony przez dziecko dopiero zaczynające galopowanie, nie wjechał do środka. Wtedy, chociaż naprawdę bardzo się starałam, Parabola przeszła do stępa. Łyda, łyda, bat w łopatkę, bat na zad, bryknięcie, zagalopowanie... Wydawać by się mogło, że koń powinien się poddać i już ładnie jechać, ale nie! Klacz przeszła znowu do stępa i koniec końców dziewczyna prowadząca zastęp przed jego rozsypaniem musiała jechać blisko przed Parabolą żebym mogła galopować.

Skoki. Jeśli w ogóle zagalopuje to będzie cud. Pierwsze był malutki krzyżaczek. Pchałam klacz strasznie, a ona wręcz przeszła go w kłusie. Kolejny raz to samo. Instruktorka powiedziała mi żebym przed przeszkodą klepnęła Parabolę w łopatkę batem. Pomogło. Na szczęście. Dalej skakaliśmy szereg skok odskok z dwóch krzyżaków. Na prostej przed przeszkodą klacz galopowała, ale przed samym skokiem musiałam dawać jej bat w łopatkę żeby nagle nie przechodziła do kłusa. W sumie było ok. Na końcu skakaliśmy przez okser. Tutaj też przed skokiem musiałam dać klaczy bat, bo inaczej by zgasła. Podczas skoków przez ten okser ledwo utrzymywałam się w siodle. Nie była to jednak moja wina (na szczęście) - siodło, które miałam nie trzymało kolan, ale to jeszcze nic. Poduszki były strasznie śliskie. Mimo, że z całych sił ściskałam siodło kolanami to one i tak przesuwały się do przodu 😫. Nie mogłam nic na to poradzić. Instruktorka podnosiła przeszkodę coraz wyżej i ostatecznie miała ona jakieś 70 cm. Kiedy byłam na prostej przed przeszkodą trochę bałam się skoku (chyba pierwszy raz od bardzo dawna), dlatego że nie mogłam zaufać temu siodłu. Tu nie było problemu ze mną, z koniem. Nie mogłam nic na to poradzić. Parabola wybiła się strasznie dziwnie i troszkę przed nią wyszłam. Nic jednak by się nie stało... gdyby nie te poduszki. Nogi poleciały mi do przodu i po wylądowaniu znalazłam się na szyi konia. Chciałam utrzymać się jak najdłużej żeby klacz się zatrzymała. Gdyby nie spuściła głowy to zapewne zsunęłabym się z niej na nogi jednak po prostu siadłam na ziemi. Wszystko było w porządku. Musiałam tylko jeszcze raz skoczyć i to mnie przerażało. Ścisnęłam jeszcze mocniej siodło i jakimś cudem pokonałam przeszkodę jednak i tak ledwo się utrzymałam.

Już teraz wiem, że zawsze trzeba walczyć o dobre siodło 😈😆

15 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page