top of page

Szkółka 22.08.2019 - na kantarach i bez wodzy 😱





Ania

Ta jazda była dość nietypowa. Dostałam Bursztyna, a Ola Parabolę. Miałyśmy mało czasu żeby przygotować konie do jazdy, a były one naprawdę brudne. Na szczęście jakoś się wyrobiłyśmy (ja z małą pomocą Nikoli 😉). Nie zakładałyśmy jednak koniom ogłowi tylko do kantarów przypięłyśmy wodze. Bursztyn podczas stępa reagował prawie tak samo jak gdyby miał założone wędzidło. W kłusie też fajnie mi się go prowadziło. Robiłam półwolty i przekątne. Starałam się trzymać dobre tempo. Musiałam robić mocniejszej, niż zazwyczaj, półparady, ale myślę że było w porządku. Kiedy przyszedł czas na galop Bursztyn, choć to do niego nie podobne, chciał wjechać do środka. Pomimo moich sygnałów napierał na wewnętrzną wodzę chcąc wjechać do środka. W końcu zagalopowałam w zakręcie i wtedy wałach przestał się opierać. Musiałam kilka razy dać mu bata na łopatkę, a także na zad. To dlatego, że koń co chwilę gasł. Po galopie na jedną i drugą stronę przeszłyśmy na chwilę do stępa. Wtedy instruktorka odpięła nam wodze od kantarów. Miałyśmy od tego momentu jeździć z wodzami przełożonymi pod szyją konia. Chodziło o to żeby kierować koniem za pomocą dosiadu i łydek nie mając możliwości sterowania wodzami. Bursztyn prawie w ogóle nie reagował na moje maksymalnie mocne pomoce. Zaczął skręcać za innymi końmi. Po chwili trochę lepiej to ogarnęłam i choć koń wykonywał sztywne zakręty i nie chciał wjechać na ścieżkę to nie było aż tak źle. Nie było jednak czasu żeby próbować powoli działać na wałacha. Miałyśmy najechać z galopie na drągi. Początkowo trochę przeraził mnie ten pomysł, bo czułam wielką bezradność - gdyby koń chciał np. wyłamać to nie mogłabym go w żaden sposób powstrzymać. Ola przejechała drągi pierwsza i jakoś jej się udało. Postarałam się żeby Bursztyn był jak najbliżej ścieżki i najechałam na drągi. Chyba pod koniec przyszedł do kłusa, ale jednak wyszło. Potem instruktorka ułożyła 2 przeszkody. Chcąc naprowadzić konia jak najbardziej na wprost przeszkody ułożyłam wodze bliżej jego pyska. Trzymając je tam i tak w pewnym stopniu mogłam zepchnąć go na ścieżkę chociaż gdy zagalopowałam to i tak się zsunęły. Jakoś przeskoczyłam przez przeszkody. Następnie najechałam na stacjonaty jeszcze kilka razy. Pamiętam tylko, że pomiędzy przeszkodami z całej siły pchałam konia do przodu. Nie mogłam nijak podeprzeć go na wodzach, bo przecież ich nie było. Pozostały mi tylko łydki i dosiad. Czułam się jakbym nie miała rąk 🤣. Nie mam też pojęcia jak trzymałam ręce podczas tych skoków. Raz tak źle najechałam na przeszkody, że Bursztyn skakał z kłusa. Ledwo się wtedy na nim utrzymałam. Po tych skokach bez wodzy chwilę kłusowałyśmy i potem rozstępowałyśmy konie (też bez wodzy).


Ola

Gdy nareszcie dotarłyśmy do stajni, poszłyśmy zapytać się instruktorki jakie tego dnia będziemy mieć konie. Ania dostała Bursztyna, ja Senatora. Okazała się, że dzisiaj nie będziemy zakładać koniom ogłowii tylko kantary. Musiałyśmy dodatkowo wziąć wodze. To był pierwszy raz kiedy tak miałyśmy jeździć, więc byłam naprawdę podekscytowana. Zawsze chciałam spróbować pojeździć bez ogłowia.

Kiedy byłyśmy gotowe, miałyśmy wejść na halę. Tam trzeba było podpiąć wodze do kantara, a następnie wsiąść na konia. Na samym początku jazda dużo się nie różniła, nie licząc opuszczonej głowy Senatora. Nie patrząc się na to, że jeszcze mam wodze, chciałam aby Senator skręcał jedynie od moich łydek. Niestety cały mój plan udał się tylko trochę. W stępie robiłam wolty, zmieniałam kierunki, chciałam trochę przyzwyczaić się do tego, że później nie będę mogła posługiwać się wodzami. Kiedy przyszedł czas na kłus robiłam prawie takie same ćwiczenia jak w stepie, dodałam dodatkowo półwolty. W kłusie oczywiście jechałyśmy półsiadem, wysiadywanym i anglezowanym. Podczas tego chodu naprawdę musiałam się namęczyć, dlatego że Senator dość się wlókł.

Wreszcie przyszedł czas na galop. Coraz bardziej zbliżamy się do momentu wypięcia wodzy - naprawdę nie mogłam się doczekać. Ale teraz nie było czasu na ekscytacje, bo trzeba było się skupić. Okazało się, że mam galopować za Bursztynem, co dość ułatwiło mi robotę. Muszę przyznać, że Senator tego dnia był dość żywy jeśli chodzi o galop. W mgnieniu oka potrafił dogonić Bursztyna. Po kilku wesołych kółkach, galop się zakończył i nadszedł czas wypięcia wodzy. Wspomniane wodze miałyśmy teraz na szyjach naszych wierzchowców. Na samym początku Senator dobrze reagował, w kłusie i stępie słuchał moich sygnałów, choć czasami musiałam się trochę namęczyć aby coś zrobić.

Przyszedł czas na galop przez drągi. Na samym początku było naprawdę dobrze porównując z kolejnymi razami. Kiedy już byłam przed zakrętem na drągi zagalopowałam i przejechałam przez nie. Następnym razem miałam już dość duży problem przy samym najechaniu na ścieżkę. Kiedy instruktorka ustawiła nam przeszkody to sam skok nie był dla nas wyzwaniem, ale najazd na ścieżkę!!! Kompletnie nie potrafiłam poprowadzić Senatora aby to zrobił. A jak już mi się udało to po ogromnej walce z nim. A jak wyglądała sama "walka"? Już opowiadam, a więc kiedy dawałam mu naprawdę bardzo wyraźne sygnały, aby jednak skręcił w stronę ścieżki on postanowił mnie nie słuchać, albo skręcać w inna stronę. Raz czy dwa udało mi się go poprowadzić, ale raz instruktorka musiała doprowadzić go na ścieżkę. Po kilku skokach jazda zakończyła się.


11 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page